wtorek, 1 grudnia 2015

Chapter 3.

Nerwowe bębnienie końcówki długopisu roznosiło się po całym pokoju Elisabeth. Był piątkowy wieczór, a ona już od godziny usiłowała uczyć się biologii, lecz w tamtym momencie nawet końcówki jej krótko przyciętych paznokci wydawały się dla niej ciekawsze niż podział tkanek roślinnych. Założyła włosy za ucho, po czym wzięła kolejny wdech. Podskoczyła prawie na własnym krześle, gdy nagle jej telefon zawibrował na biurku, co pośród ciszy panującej w pomieszczeniu przypominało niemalże wiercenie młota pneumatycznego. Spojrzała na wyświetlacz, a, zobaczywszy, że to Alec – jej kolega od imprez, wpadła w stan totalnej dezorientacji. Czego on mógł chcieć w piątek wieczorem? Hmmm… Na pewno nie pouczyć się z nią na biologię.
Dotknęła zielonej słuchawki.
„Cameron zabronił. Cameron zabronił”.
„Niech się chrzani”.
Przesunęła palcem po ekranie, akceptując połączenie.
— Czeeść… — zaczęła niepewnie.
— Cześć — odparł chłopak wesoło. — Wychodzimy gdzieś, piękna?
— Um… — zająknęła się. — Właściwie, to…
— Właściwie, to co? — spytał chłopak z udawanym westchnieniem.
— W poniedziałek mam poprawkę z biologii… — odpowiedziała Elisabeth, przygryzając wargę.
— Dopiero w poniedziałek, masz jeszcze cały weekend. Wychodzimy i to bez dyskusji. Jestem u ciebie za pół godziny.
Rozłączył się, nie dając dziewczynie szans na zaprzeczenie.
„Ma rację”, pomyślała. „Jeszcze cały weekend został”, usprawiedliwiała samą siebie, choć w głębi duszy wiedziała, że z tego wypadu nie ma prawa wyniknąć nic dobrego.
* * *
Duszący dym papierosowy połączony z zapachem alkoholu i potu to pierwsze, co poczuli Elisabeth i Alec, kiedy weszli do klubu. Chłopak, przeciskając się pomiędzy tańczącymi ludźmi, ciągnął szatynkę w stronę odpowiedniego boksu, gdzie przywitali się z kilkoma znajomymi. Zabawa się rozpoczęła. Ktoś przyniósł kilka paczuszek „rozweselaczy”, po których wszyscy się rozluźnili. Elisabeth upiła łyk piwa, czując, jak robi się coraz lżejsza.
— Idziemy? — zapytał Jason – brunet siedzący tuż obok niej, pokazując podbródkiem stronę parkietu.
— Pewnie — odparła dziewczyna, po czym dała mu się prowadzić.
Z każdą chwilą ich ruchy były coraz odważniejsze, ciała ocierały się o siebie. Elisabeth była zbyt otumaniona przez narkotyki, żeby zaprotestować, gdy chłopak przekraczał pewną granicę. W końcu usiedli. Dziewczyna nie miała pojęcia, jakim cudem znalazła się na kolanach chłopaka. Kręciło jej się w głowie i robiła się coraz bardziej senna.
— Usiądź na mnie — wycharczał jej brunet do ucha.
— Siedzę — zachichotała podpita.
— Nie tak — odparł.
Usiadła na nim okrakiem, nie zastanawiając się nawet nad tym, co robi. Jason zacisnął dłonie na jej pośladkach i przycisnął jej krocze do swojego wybrzuszenia w spodniach. Następnie wpił się odważnie w jej szyję, lecz dziewczyna go odepchnęła resztkami sił.
— Przestań, nie chcę… — jęknęła odurzona. — Nie rób! Zostaw! — protestowała, gdy nagle usłyszała znajomy krzyk:
— Elisabeth!
Odepchnęła Jasona z całej siły, po czym zeszła z jego kolan i chwiejnym krokiem podeszła do Camerona. Nie utrzymała równowagi i wpadła w jego ramiona.
— Książę przyszedł na ratunek — zachichotała.
Chłopak uniósł kciukiem najpierw jej lewą, potem prawą powiekę.
— Jesteś naćpana — stwierdził. — Ellie, znowu? — jęknął z żalem.
— Mam na imię Elisabeth — odparła dziewczyna buntowniczo.
— Chodź. — Chwycił ją na ręce, po czym, ochraniając ją cały czas własnym ciałem, przecisnął się przez tłum spoconych ludzi i zabrał do samochodu.
Reszty Elisabeth nie pamiętała, bo zwyczajnie usnęła.
* * *
Obudziła się około 9:30. Rozejrzała się dookoła. Nie znajdowała się u siebie, lecz u Camerona w sypialni. Chłopaka nie było w pokoju. Czuła nieznośny ból głowy, suchość w ustach i skołowanie. Niepewnie zwlokła się z wygodnego łóżka, po czym wcisnęła na nogi swoje conversy, które stały obok łóżka. Czuła mdłości, wszystko wokół wirowało, jej wnętrzności tańczyły kankana. Zeszła na dół, po czym, kierując się odgłosami telewizji, udała się do salonu, gdzie Cameron oglądał w telewizji mecz piłki nożnej. Przełknęła mdłości.
— Cześć — przywitała się, siadając obok, niepewna reakcji chłopaka.
— Cześć — odparł, po czym wyłączył odbiornik pilotem. — Chyba powinniśmy pogadać.
— Chyba tak. — Dziewczyna spuściła głowę.
— Dlaczego to zrobiłaś? — zapytał. — Elisabeth, myślałem, że już jest dobrze, a ty znowu to zrobiłaś, oszukałaś mnie. Powiedziałaś, że będziesz się uczyć. Znowu imprezowałaś, znowu piłaś, ćpałaś i Bóg jeden wie, co jeszcze!
— Ja się naprawdę uczyłam. Alec tylko zadzwonił…
— Mogłaś odmówić, nie odebrać, cokolwiek!
— Skąd wiedziałeś, że tam jestem? — spytała cicho, niemalże szeptem.
— Twój ojciec do mnie dzwonił, że cię w domu nie ma. — Źrenice dziewczyny poszerzyły się. — Spokojnie, powiedziałem, że jesteś u mnie.
— Dzięki.
— To już nie ma sensu, wiesz? Staram się jak cholera, ale ty tego nie widzisz, nie doceniasz. Nie zależy ci już na mnie — stwierdził chłopak żałośnie. — Dlaczego ja wcześniej tego nie zauważyłem? Elisabeth, ja się w tym momencie poddaję. Przepraszam. Próbowałem to poskładać, ale nie ma sensu, bo ty mnie już nie chcesz. Naprawdę cię kochałem i kocham, ale prawda jest taka, że nie potrafię już dłużej o to walczyć.
Dziewczyna poczuła gulę w gardle, zobaczywszy, jak chłopak chowa twarz w dłoniach.
— Przepraszam — szepnęła tylko, po czym wstała i wyszła.
„Cameron miał rację. Miał cholerną rację”, przemknęło jej przez głowę. „Już dawno się poddałam, więc dlaczego niby on miałby walczyć sam?”.

Przepraszam za tę dłuższą niż zapowiadałam przerwę. Za dużo się dzieje naraz, ale postaram się, żeby się nie powtórzyła. Dziękuję za wszystko. ♥
Następny post w weekend w ramach rekompensaty. ;)
PS. Przepraszam, bo niesprawdzone. xx

2 komentarze:

  1. Nie szkodzi warto było tyle czekać :) jak zawsze boskie :**
    A.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeny, fantastyczne ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń