— Elisabeth! Elisabeth! Spóźnisz się do szkoły!
Nakryła uszy poduszką, lecz hałas nie ustawał.
— Zaraz! — odkrzyknęła, po omacku szukając na szafce nocnej telefonu. Chwyciła urządzenie i odblokowała ekran, mrużąc oczy. Esemes od Camerona:
Cameron: Księżniczka wstała? x
Elisabeth: Prosiłam, żebyś tak do mnie nie mówił, ugh.
Cameron: W takim razie jak mam mówić?
Elisabeth: Elisabeth, po prostu. To takie trudne?
Cameron: Trudno jest Ci okazać mi trochę uczucia.
Elisabeth: ♥.
Cameron: Ta kropka to tak specjalnie?
Elisabeth: ♥♥♥
Elisabeth: Lepiej?
— Dzień dobry, Elisabeth.
Zdziwiła się, ponieważ nigdy o tej porze nie widywała go w domu. Zazwyczaj tylko ją budził, a następnie od razu wyjeżdżał do pracy.
— Cześć — mruknęła, nie przerywając jedzenia. Nie lubiła rozmów z ojcem, nie lubiła przebywać z nim w jednym domu, dlatego cieszyła się, kiedy miał nawał pracy, co zdarzało się niemal codziennie. Był jednym z bardziej wpływowych ludzi w Londynie, miał własną firmę produkującą obuwie sportowe na szeroką skalę i z tego powodu we własnym domu był jedynie gościem. W oczach Elisabeth uchodził za człowieka potrafiącego jedynie wymagać i karać, jeśli jego wymagania nie zostały spełnione. Tymczasem pan Turner zwyczajnie martwił się o swoją jedyną córkę, która po śmierci matki wyraźnie się zmieniła: zaczęła korzystać używek, spotykała się z innymi ludźmi, ze wzorowej uczennicy stała się siedemnastoletnią buntowniczką.
— Poprawiłaś biologię? — zapytał.
Dziewczyna prychnęła.
— Nie: „Jak minął ci dzień?”. „Poprawiłaś biologię?” — sarknęła.
Mężczyzna westchnął, przejeżdżając dłonią po włosach, po czym podszedł do dzbanka z kawą, wyciągnął z szafki biały kubek, a następnie napełnił go gorącą cieczą. Przyzwyczaił się już, że Elisabeth reagowała agresją na jakiekolwiek próby pytania o oceny, więc takie zachowanie córki go nie zdziwiło.
— Elisabeth, proszę cię. Chcesz zawalić cały rok?…
— Chemię i fizykę poprawiłam — mruknęła dziewczyna, na co pan Turner uśmiechnął się.
— To dobrze. Podwieźć cię do szkoły? — zapytał.
— Przejdę się — odparła Elisabeth, chwytając torbę i kierując się w stronę wyjścia.
— Może byś po sobie posprzątała? — usłyszała za plecami.
— Myślałam, że od tego mamy Swietłanę — stwierdziła. Miała na myśli Ukrainkę, która już od sześciu lat zajmowała się domem Turnerów.
— Nie zachowuj się jak snobka — zganił ją ojciec. — To naprawdę taki problem schować miskę do zmywarki? Swietłana dzisiaj przyjdzie później.
Dziewczyna westchnęła, po czym wykonała polecenie, a następnie wyszła z domu, nie pożegnawszy się nawet.
Dojście do szkoły zajęło jej jakieś 20 minut, lecz, mimo nieprzyjemnie smagającej ją po policzkach mżawki, ani przez chwilę nie żałowała,że nie przyjęła propozycji ojca. Pchnęła oszklone drzwi, wchodząc do znienawidzonego budynku. Od wejścia powitał ją gwar.
„Ja jestem snobem? Widziałbyś tych ludzi, zmieniłbyś zdanie, tatusiu”, pomyślała ironicznie, mijając tłumy uczniów. Z całego serca nie cierpiała wszystkiego w szkole, za którą jej ojciec płacił „ciężkie pieniądze”, i cieszyła się, że już za miesiąc miał nastąpić koniec jej katorgi.
Otworzyła swoją szafkę, po czym wyjęła z niej podręcznik od historii – jednego z niewielu przedmiotów, z których nie była zagrożona. Kiedyś ją naprawdę uwielbiała, ale teraz... no cóż. Sprawy się pozmieniały.
— Jesteś zła? — usłyszała nagle tuż koło ucha. Rozpoznała głos swojego chłopaka – Camerona.
— Niby o co? — spytała, po czym, zamknąwszy szafkę, odwróciła się twarzą do chłopaka, przewracając oczami.
— Tak pytam, bo ostatnio trudno cię rozgryźć. W ogóle trudno cię rozgryźć. Niby jesteśmy razem, ale w ogóle tego nie czuję. Nie okazujesz mi w żaden sposób, że ci na mnie zależy — stwierdził chłopak z pretensjami.
— Wiesz co? Jeżeli szukasz dziewczyny, która będzie się do ciebie kleić, leć do Lucy. Z chęcią zaspokoi wszystkie twoje potrzeby — odparła dziewczyna z wyraźną agresją.
Chłopak znał Elisabeth na tyle dobrze, że wiedział, iż jeżeli powie jeszcze jedno słowo, dziewczyna albo uderzy go w twarz, albo odejdzie i z nim zerwie, dlatego przyparł ją ostrożnie do szafek.
— Przestań — szepnął. — Chcę tylko, żebyś od czasu do czasu okazała mi trochę uczucia. To tak dużo?
— Chcesz się popisywać jak pierwszoklasiści? Obmacywać na każdej przerwie? Gratuluję dojrzałości.
Chłopak przygryzł policzek, żeby zahamować wzbierające emocje.
— Jest piątek, wyjdziemy gdzieś dzisiaj? — spytał.
W głowie Elisabeth lawirowały wspomnienia. Wspomnienie tego, kiedy była „normalna”, kiedy po prostu potrafiła powiedzieć swojemu chłopakowi, że go kocha, kiedy potrafiła przywitać się z ojcem całusem w policzek. Poczuła się słaba, nie chciała do tego wracać.
— Gdzie?
— Niespodzianka.
Szablon w wersji mobilnej będzie teraz biało-szaro-niebieski, więc myślę, że nie będziecie mieli problemów z czytaniem. Generalnie jeszcze trochę popracuję nad tym blogiem, żeby był bardziej przyjazny dla tej wersji.
Akcja rozwija się dość powoli, ale taki jest miałam zamysł od początku.
Będziecie musieli trochę poczekać na Liama. Albo i nie. c;
Dziękuję za tak dużą wyświetleń, bo naprawdę wbiła mnie w ziemię. 400 wyświetleń w ciągu tygodnia na żadnym moim blogu z ff chyba jeszcze nie było. ;)
No i komentujcie, jeśli chcecie się czymś podzielić lub macie jakieś pytania. Na wszystko odpowiem. ♥
Świetny rozdział :D
OdpowiedzUsuńczekam na nexta :*
M.
Świetne ^_^
OdpowiedzUsuńTech chłopak wydaje się być naprawdę w porządku, mimo, że oczekuję na Liama, więc mam nadzieję, że Elizabeth będzie dla niego trochę milczą xD tak się chłopak stara, że aż mi go szkoda, kiedy ona go od siebie odpycha... ;*
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział;* ♡
Rozdział superrr :* no moge się doczekać następnego :)
OdpowiedzUsuń